Ostatni wpis na blogu pojawił się 7 lutego, czyli dzisiaj prawie miesięcznica. Sporo spraw zawodowych i około zawodowych spowodowało, że ?tempo na blogu? trochę spowolniało. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że nie działo się nic spektakularnego w zakresie prawa autorskiego. Niedawno napisałem notkę ?Trybunał Konstytucyjny a prawa fotografa?. Dzisiaj w nawiązaniu do tamtego tekstu chciałbym zaprezentować orzeczenie sądu w Katowicach, w którym odwołano się do omawianego przeze mnie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Dziwnym zbiegiem okoliczności znowu będzie o Trybunale Konstytucyjnym, gdy w tv ? .Dobra, dobra koniec! Wracamy do katowickiej sprawy, która mi właśnie wpadła w ręce.
Była sobie pewna szkoła, która na swojej stronie internetowej umieściła bez zgody i wiedzy fotografa zrobione przez niego zdjęcie. Oczywiście, jak to bywa bardzo często w tego typu sprawach, autor nie został oznaczony. Zdjęcie ?pozyskała? nauczycielka z Internetu, ze strony, gdzie nie było danych dotyczących autora zdjęcia, nie było też informacji o zastrzeżeniu praw autorskich. Zdjęcie umieszczone zostało na stronie internetowej szkoły na zasadzie ?kopiuj wklej?. Strona internetowa była dostępna dla każdego, nie mniej jednak, korzystali z niej przede wszystkim uczniowie, rodzice, uczniów, nauczyciele. Strona internetowa nie miała celów komercyjnych.
Zeźlony fotograf wystąpił do sądu z żądaniem:
a) za zamieszczenie zdjęcia jego autorstwa trzykrotność stosownego wynagrodzenia, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie z utworu, czyli trzykrotności kwoty 2.000,- zł, to jest 6.000,- zł,
b) za naruszenie osobistych praw autorskich poprzez nieoznaczenie autorstwa dzieła 4.000,- zł oraz
c) 5.000,- zł za naruszenie osobistych praw autorskich przez ingerencję w dzieło, polegającą na jego kadrowaniu.
Żądana przez fotografa kwota 6.000,- zł, to trzykrotność normalnego wynagrodzenia, jakie by uzyskał, gdyby została zawarta pomiędzy stronami umowa. Dlaczego razy trzy? O tym pisałem w ?Iloczyn czyli matematyką w naruszyciela?.
Pozwana oczywiście żądała oddalenia powództwa podnosząc, że:
a) jej działanie nie było zawinione,
b) pozyskała fotografię nie wiedząc nic o prawach autorskich powódki,
c) na stronie internetowej, z której pozyskała fotografię metodą ?kopiuj wklej? nie było żadnej informacji o prawach autorskich do fotografii,
d) nie dokonała również żadnych ingerencji w dzieło, wykorzystała już przetworzoną fotografię.
Jakie zapadło rozstrzygnięcie? Sąd Okręgowy w Katowicach zasądził na rzecz fotografa 4.000,- zł, a powództwo w dalszym zakresie oddalił. Zdaniem sądu przy opisanym powyżej stanie faktycznym nie sposób mówić o zawinionym działaniu strony pozwanej, która kierowała się celem społecznym, korzystając ze źródeł ogólnodostępnych, które w żaden sposób nie informowały o skutkach wykorzystania materiałów w nich zawartych. Skoro działanie było bezprawne, ale nie zawinione to zryczałtowane odszkodowanie zgodnie z art. 79 ust. 1 pkt 3 b Ustawy wynosi dwukrotność należnego stosownego wynagrodzenia. W tym miejscu wyprzedzając nieco dalsze losy dotyczące wyroku I instancji, nadmienię tylko, że Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał orzeczenie w tym zakresie powołując się m.in. na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał artykuł 79 pkt. 3 lit b Ustawy częściowo za niezgodny z art. 64 ust. 1 i 2 w związku z art. 31 ust. 3 w związku z art. 2 Konstytucji RP (zajrzyj do przywołanej już dzisiaj notki ?Trybunał Konstytucyjny a prawa fotografa?).
Wróćmy do dalszych roszczeń fotografa. Dlaczego sąd je oddalił? Z zebranego w sprawie materiału wynikało, że na stronie, z której ?zwędzono zdjęcie?, nie było oznaczonego autora zdjęcia, tym samym pozwanemu nie można przypisać winy w braku oznaczenia zdjęcia. Ktoś zaraz powie, że przecież pisałem na blogu, że ochrona praw autorskich przysługuje bez względu na to, czy autor jest oznaczony, czy też nie. Jak również, że przecież pisałem, że autor nie ma obowiązku publikować zdjęcia wraz z oznaczeniem imienia i nazwiska, może przecież publikować pod pseudonimem lub anonimowo ?Rzecz o podpisywaniu zdjęć?. Wszystko to prawda. Publikując anonimowo nie tracisz swoich praw, o czym świadczy choćby omawiany dzisiaj wyrok. Trudno jednak przypisać komuś winę w nieoznaczeniu autora, w sytuacji gdy zdjęcie jest niepodpisane. Okazało się również, że ?zwędzone zdjęcie? było już wykadrowane na stronie, z której zostało ?pozyskane?, co oznacza, że nie zrobiła tego strona pozwana.
Wyrok Sądu Okręgowego został podtrzymany w całości przez Sąd Apelacyjny a Katowicach (sygn. akt I ACa 609/15).
Mogę zgodzić się, że w świetle orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego rzeczywiście fotografowi należało się zryczałtowane odszkodowanie w wysokości dwukrotnego wynagrodzenia oraz że nie można było przypisać winy pozwanej co do kadrowania zdjęcia. Nie podzielam jednak poglądu zaprezentowanego przez sądy obu instancji, co do tego, że brak podpisania zdjęcia powoduje, że ?złodziej zdjęcia? (nazwijmy to po imieniu) działa w sposób niezawiniony. Jak to tłumaczyły oba sądy? Proszę oto fragment z uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego.
Na stronie, z której zostało ściągnięte metodą ?kopiuj wklej? nie było danych dotyczących autora zdjęć, nie było też informacji o zastrzeżeniu praw autorskich do tych zdjęć. W roku, ogłoszonym rokiem C. M. na wielu stronach internetowych widniały zdjęcia noblisty. Dlatego też podzielić należy stanowisko pozwanej, że nie przypuszczała aby do tego zdjęcia przysługiwały komuś prawa autorskie. Oceniając zachowanie się pozwanej wziąć pod uwagę należy także i to, że zdjęcie umieszczono na stronie internetowej gimnazjum, wprawdzie strona ta była dostępna dla każdego, nie mniej jednak, korzystali z niej przede wszystkim uczniowie, rodzice uczniów, nauczyciele. Zdjęcie noblisty nie było umieszczone w celach komercyjnych, strona służyła jedynie uczczeniu twórczości C. M. i przybliżeniu wizerunku słynnego noblisty uczniom. Podsumowując, podzielić trzeba stanowisko sądu pierwszej instancji, że działanie pozwanej nie było działaniem zawinionym.
Uważam, że w złym kierunku poszedł Sąd Apelacyjny. Z faktu, że zdjęcie jest niepodpisane nie można wyciągać wniosku, że naruszyciel ma prawo przypuszczać, że zdjęcie jest niczyje i można z niego dowolnie korzystać. Brak informacji, że zdjęcie jest chronione prawem autorskim też nie powinno być podstawą do rozgrzeszenia. Na ulicach stoją setki samochodów, na żadnym nie ma informacji o zakazie używania, albo że auto jest własnością IKSa, a mimo to nie można ot tak sobie nimi pojeździć. Sąd chyba zapomniał, że siódme przekazanie ? nie kradnij ? odnosi się także do prawa autorskiego i to bez względu na to, kto jest naruszycielem i bez względu na to, jakie najszlachetniejsze przyświecały mu intencje.