Dzisiaj Gazeta.pl opisuje zakaz fotografowania bananów w Carrefourze. Sprawa fotografowania w miejscach publicznych, acz prywatnych wciąż wzbudza wiele kontrowersji. Sam wiele razy doświadczyłem, jak mnie ochrona przeganiała i zabraniała robić zdjęcia w tej czy tamtej galerii. No cóż, ale kto nie próbuje, ten w kozie nie siedzi 😉 Dosyć szeroko o fotografowaniu w takich miejscach i regulacjach prawnych z tym związanych pisałem już na blogu w tekście zatytułowanym ?Zakazany owoc?. Nie będę więc w tym miejscu pisał wszystkiego od początku o fotografowaniu w sklepach, bo każdy zainteresowany tam to znajdzie. Należy jednak odczarować pewną tezę czytelnika. Nie można w żaden sposób mieszać kwestii zakazu fotografowania w muzeach z zakazem fotografowania w budynkach prywatnych (w tym w sklepach). Powoływanie się na sprawę zakazu fotografowania w muzeum jest doprawdy nieporozumieniem, a analiza prawnicza oburzonego czytelnika będącego studentem prawa, chybiona. Stwierdzenie ?Tabliczka zakaz fotografowania nigdy nie jest przepisem powszechnie obowiązującego prawa? nie przystoi studentowi prawa. Żadna tabliczka nie jest przepisem prawa. No dobra, każdy, kto pomyślał o Mojżeszu i Górze Synaj, złapał mnie na pewnej nieścisłości. 😉 Żeby nie było, że jestem czepialski, wiem, jakie miał intencje ów student. Taka tabliczka wbrew pozorom ma swój wydźwięk (może nie prawny, ale jednak), gdyż stanowi ona wyraz woli właściciela. W myśl zasady ?my house is my castle? informuje nas, że nie zgadza się on na fotografowanie w jego obiekcie. Tym samym robiąc zdjęcia wbrew intencjom wyraźnie zasygnalizowanym, naruszamy jego prawo wynikające z własności. Co innego, gdy takiej tabliczki nie ma. Nie istnieje żaden przepis, który nakazywałby nam domniemywać, że właściciel zakazuje fotografowania w jego obiekcie. Dopóki więc nikt nas o tym nie poinformuje, działamy w sposób jak najbardziej praworządny.
Tag: