W ?Blaskach i cieniach bloga? pozwoliłem sobie powątpiewać w słuszność tarnowskiego orzeczenia. Przypomnijmy, że jak wynika z doniesień internetowych, tarnowski sąd uznał, że wydawca odpowiada za treść wpisu, nawet jeżeli go usunął na wniosek zainteresowanego. F-LEX, nie pierwszy i nie ostatni, miał szereg wątpliwości do takiej tezy. Nie ma na razie informacji o wyniku tamtej sprawy, ale mamy gorące wieści ze stolicy. O tyle smakowitszy kąsek, że ma zarówno pierwiastek polityki, jak i prasy przez duże ?P?. Ano mecenas Giertych, na razie w pierwszej instancji, przegrał z Faktem. Prawdę mówiąc, kto i z kim przegrał jest mało ważne. Ważne natomiast jest to, że sąd uznał dzisiaj (oczywiście wyrok nie jest prawomocny), że wydawca nie odpowiada, bezwzględnie, za treść wpisów na forum. Jak wydawca nie odpowiada, to nie odpowiada również bloger. Odpowiadać można tylko wtedy, gdy zajdą przesłanki określone w art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczna. Nie dziwi treść wyroku. Trudno, żeby sąd warszawski nie wziął pod uwagę jeszcze gorącego orzeczenia Sądu Najwyższego z 8 lipca tego roku, którego najbardziej interesujące tezy przypomnę jeszcze raz:
Usługodawca świadczący usługę polegającą na udostępnieniu możliwości bezpłatnego korzystania z Internetu oraz zamieszczania wpisów na uruchomionym przez siebie portalu dyskusyjnym, odpowiada za naruszenie tą drogą cudzych dóbr osobistych tylko wtedy, gdy wiedział, że wpis narusza takie dobro i mimo to nie uniemożliwił niezwłocznie dostępu do wpisu, a więc nie usunął go niezwłocznie.
Usługodawca świadczący drogą elektroniczną usługi polegające na umożliwieniu bezpłatnego dostępu do utworzonego przez siebie internetowego portalu dyskusyjnego nie ma obowiązku zapewnienia możliwości identyfikacji usługobiorcy dokonującego wpisu na takim portalu.
W sądzie czeka jeszcze sprawa Radka Sikorskiego przeciwko wydawcy. Pan Minister reprezentowany jest przez mecenasa G. Mając na uwadze dzisiejsze orzeczenie sądu warszawskiego oraz cytowany wyrok Sądu Najwyższego, raczej widzę marne szanse na sukces, jeżeli prawdą jest, że wydawca usunął wpis zaraz po doniesieniu.
Pewnym ?przekleństwem? dla osób, których dobra są naruszane w internecie, są Googl-e. Googl-e pamiętają wiele rzeczy i mają w pamięci zrzuty nawet usuniętych stron, czy wpisów. Ale za to już nie odpowiada ani bloger ani wydawca.