Przepisy dotyczące ochrony wizerunku w polskim prawie są dosyć rygorystyczne, co powoduje że możliwość publikacji wizerunku bez zgody zainteresowanego jest bardzo ograniczona. Ustawowe przesłanki do publikacji też nie są jednoznaczne, przez co przed publikacją fotograf ma sporo rozterek. Mając zgodę na rozpowszechnianie wizerunku podpisaną przez modela lub gdy wykoncypowaliśmy, że mamy zgodę ustawową i tak zawsze zachodzi ryzyko, że kontekst publikacji, jej miejsce lub choćby sam podpis pod zdjęciem może spowodować naruszenie dóbr osobistych osoby znajdującej się na nim. W jednym z komentarzy pod ostatnim wpisem zwracałem uwagę na konieczność zadania sobie dwóch pytań przed zamieszczeniem zdjęcia:
a) Czy można publikować wizerunek danej osoby (czy mam zgodę)?
b) Czy zdjęcie nie narusza dóbr osobistych danej osoby?
Może warto się zastanowić się, czy rzeczywiście wizerunek powinien być osobno chroniony i to w sposób tak bardzo rygorystyczny? Pytanie to narodziło się w mojej głowie podczas lektury ?Fotografii prasowej?. Czyż nie byłoby o wiele prościej, gdyby istniało u nas prawo do publikacji, tak jak ma to miejsce w prawie amerykańskim? Sportretowany byłby chroniony przez fakt istnienia przepisów o ochronie prawa do prywatności (wystarczyłoby odpowiadać sobie przed publikacją tylko na drugie pytanie).
Obecny stan prawny powoduje, że wielu fajnych zdjęć nie można opublikować ze względu na brak zgody na publikację wizerunku. Fajna fotka Pana X nie musi przecież być dla niego obraźliwa, nie musi naruszać jego dóbr osobistych, czy naruszać prawo do prywatności. A jednak nie wolno i już. Oczywiście nikt nam nie zabroni opublikować takiego zdjęcia, ale narażamy się na ryzyko, że Pan X zechce się z nami sądzić. W sytuacji, gdyby istniała w naszym prawie regulacja podobna do amerykańskiej, Pan X sądziłby się tylko w sytuacji, gdy naruszylibyśmy jego prywatność. A teraz, sam fakt zamieszenia zdjęcia na stronie internetowej narusza dobra Pana X. Czy rzeczywiście to ma jakiś głębszy sens? No chyba nie ma. Może czasem warto coś pożyczyć od Amerykanów i niekoniecznie muszą to być F-16. Czyż nie byłoby o wiele łatwiej, gdyby funkcjonowało u nas ?Right of publicity?, a chroniony byłby tylko wizerunek użyty do celów komercyjnych? Rozsądek podpowiada, że nie da się zapewne recypować wprost rozwiązań common law. Stara Europa i jej system prawny, oparty w większości o prawo francuskie i niemieckie, broni wizerunku każdego z nas i pewnie nie szybko to się zmieni (Niemcy, Włochy, Francja).
Pomarzyć jednak można. 🙂
Zamieszczone zdjęcia w ?Fotografii prasowej? w znacznej części nie miałyby racji bytu w europejskiej rzeczywistości. I na koniec cytat z tejże książki.
?We Francji ? ojczyźnie twórcy koncepcji decydującego momentu, Henriego Cartier-Bressona ? obowiązują przepisy uważane przez wielu fotografów za najbardziej restrykcyjne na świecie. Martin Parr, fotograf słynnej agencji Magnum, mówi, że znając absurdalność tamtejszego prawa, zawsze odmawia realizowania zleceń w tym kraju.?
7 komentarzy
Istotnie prawo amerykanskie podchodzi bardziej rozsadnie do tematu. Jesli jako fotograf a jednoczesnie przypadkowy obserwator, uwieczniam zdjecie Pana X w danym miejscu publicznym o danym czasie to dlaczego zabronic ogladania tego zdjecia przypadkowej osobie odwedzajacej moja witryne internetowa. Pomijam przy tym nawet fakt ze w danym miejscu moze sie znajdowac nieokreslona ilosc osob publicznych i obserwowac Pana X w tej sytuacji tak samo jak fotografujacy a wiec jest to uklad niekontrolowany.
Teraz najwazniejsze pytanie na ktore mysle potrafisz najlapiej odpowiedziec. Biorac pod uwage jak archaiczne jest to prawo jakie sa szanse wygrania pozwu cywilnego przez Pana X w przypadku gdy jego dobra osobiste nie zostaly naruszone poprzez publikacje? Innymi slowy, jak to sie ma w praktyce poza tym ze trzeba sie nabiegac po sadach.
Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba by wiedzieć jakie żądania zgłosił Pan X. Jeżeli chodzi o roszczenie typu usuniecie zdjęcia + przeprosiny „gdzieś tam”, to ma na 95 % wygraną. Dlaczego nie 100% tylko 95%. Bo jak zdjęcie wisiało na DVF, a on zażąda przeprosin przed głównym wydaniem Faktów lub Dziennika, to ma marne szanse na takie medium. Co do roszczeń majątkowych, to nie powinien raczej liczyć na milionowe odszkodowanie.
Za to w krajach „common law” można zostać aresztowanym za fakt fotografowania – dla odmiany z paragrafów antyterrorystycznych. Zwłaszcza jak masz wyposażenie młodego członka Al-Kaidy, czyli statyw 🙂
No i publikacja publikacją, ale w tej Francji to za wieżę Eiffla mogą Cię skasować zanim cokolwiek zdążysz sfotografować.
Może jakiś prawny ranking krajów mniej lub bardziej przyjaznych fotografom? 🙂
Bo ja wiem Piotrze. To znaczy pamietam ze troche swirowano z tego powodu po 11 wrzesnia ale ktos w koncu zauwazyl ze na Google Maps mozna duzo bardziej szczegolowe foty znalezc do zastosowan terrorystycznych 😉 W Nowym Jorku jedyny obiekt jaki nasuwa mi sie na mysl to Verrazano-Narrows Bridge gdzie chyba ktos zapomnial zdjac tabliczki o zakazie fotografowania. W czasach kiedy telefony komorkowe maja 8 megapixelowe aparaty prawo jest w zasadzie martwe.
Bylem raz swiadkiem sytuacji gdzie policjant zatrzymal turyste kiedy ten zrobil zdjecie wewnatrz terminalu promu na Staten Island. Na nic zdaly sie tlumaczenia ze przeciez nie ma zadnego zakazu. Policjant uparl sie ze zdjecie ma byc skasowane bo to jest naruszenie zasad bezpieczenstwa. Ewidentnie niedouczona bestia to byla ale co zrobic kiedy ktos taki stoi na strazy prawa.
A to skasowanie dużo daje. Odzyskiwałem już parę razy zdjęcia sprzed roku z karty wielokrotnie zapisywanej do pełna.
Prawo może jest martwe, ale policjanci całkiem żwawi 🙂 W Londynie to już taka plaga, że tamtejszy ratusz wydał oficjalną interpretację uznającą fotografowanie ze statywów za zupełnie legalne. Nie wiem, na ile pomogło 🙂