Na różnych portalach społecznościowych, rzadziej prywatnych blogach i własnych stronach internetowych zachwalają i prezentują cudze zdjęcia. Jeżeli taka prezentacja odbywa się za pomocą ?dedykowanej wtyczki? umieszczonej przy zdjęciu na stronie internetowej autora lub jego stronie na portalu społecznościowym, to wszystko w porządku. Temat ten szerzej omówiłem prawie trzy lata temu w notce ?Czy lajki naruszają prawo??. Tekst ten nadal pozostaje aktualny. W zasadzie nic nie zmieniło się w prawie w tym zakresie.
Prawo Autorskie
Jeden z czytelników (dzięki ze e-maila) podesłał mi informację na temat ?VII Fotomajówki z Solarisem?. Czytam regulamin, czytam oświadczenia i nie wierzę. Ale po kolei. Oczywiście, żeby wziąć udział w majówce trzeba wypełnić zgłoszenie. W zasadzie ?oczywista oczywistość? i nie budzi żadnych zastrzeżeń. Podpisując ten dokument oświadczasz, że zapoznałeś się z Regulaminem Fotograficznej Majówki z Solarisem 2016. Chcąc nie chcąc wypada zajrzeć do Regulaminu.
Prawie każdy obecnie produkowany aparat fotograficzny ma również funkcję filmowania. Jedne aparaty radzą sobie z tym lepiej, inne trochę gorzej. W każdym razie istnienie tej funkcji oraz jej wykorzystywanie powodują, że użytkownik aparatu nie tylko wkracza na ścieżkę kariery prowadzącą prosto do Hollywood, ale również powinien zainteresować się przepisami Ustawy, które po części są ?dedykowane? przede wszystkim dla filmowców. Z fotografią jest prosto (przynajmniej w teorii), bo zdjęcie jest utworem albo nim nie jest. Nie będę dzisiaj się nad tym rozwodził, bo na blogu znajdziecie wiele wpisów dotyczących pojęcia ?utwór? oraz rozważań na temat tego, kiedy zdjęcie jest utworem, a kiedy nie.
Ostatni wpis na blogu pojawił się 7 lutego, czyli dzisiaj prawie miesięcznica. Sporo spraw zawodowych i około zawodowych spowodowało, że ?tempo na blogu? trochę spowolniało. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że nie działo się nic spektakularnego w zakresie prawa autorskiego. Niedawno napisałem notkę ?Trybunał Konstytucyjny a prawa fotografa?. Dzisiaj w nawiązaniu do tamtego tekstu chciałbym zaprezentować orzeczenie sądu w Katowicach, w którym odwołano się do omawianego przeze mnie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Dziwnym zbiegiem okoliczności znowu będzie o Trybunale Konstytucyjnym, gdy w tv ? .Dobra, dobra koniec! Wracamy do katowickiej sprawy, która mi właśnie wpadła w ręce.
Była sobie pewna szkoła, która na swojej stronie internetowej umieściła bez zgody i wiedzy fotografa zrobione przez niego zdjęcie. Oczywiście, jak to bywa bardzo często w tego typu sprawach, autor nie został oznaczony. Zdjęcie ?pozyskała? nauczycielka z Internetu, ze strony, gdzie nie było danych dotyczących autora zdjęcia, nie było też informacji o zastrzeżeniu praw autorskich. Zdjęcie umieszczone zostało na stronie internetowej szkoły na zasadzie ?kopiuj wklej?. Strona internetowa była dostępna dla każdego, nie mniej jednak, korzystali z niej przede wszystkim uczniowie, rodzice, uczniów, nauczyciele. Strona internetowa nie miała celów komercyjnych.
Zeźlony fotograf wystąpił do sądu z żądaniem:
a) za zamieszczenie zdjęcia jego autorstwa trzykrotność stosownego wynagrodzenia, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie z utworu, czyli trzykrotności kwoty 2.000,- zł, to jest 6.000,- zł,
b) za naruszenie osobistych praw autorskich poprzez nieoznaczenie autorstwa dzieła 4.000,- zł oraz
c) 5.000,- zł za naruszenie osobistych praw autorskich przez ingerencję w dzieło, polegającą na jego kadrowaniu.
Żądana przez fotografa kwota 6.000,- zł, to trzykrotność normalnego wynagrodzenia, jakie by uzyskał, gdyby została zawarta pomiędzy stronami umowa. Dlaczego razy trzy? O tym pisałem w ?Iloczyn czyli matematyką w naruszyciela?.
Pozwana oczywiście żądała oddalenia powództwa podnosząc, że:
a) jej działanie nie było zawinione,
b) pozyskała fotografię nie wiedząc nic o prawach autorskich powódki,
c) na stronie internetowej, z której pozyskała fotografię metodą ?kopiuj wklej? nie było żadnej informacji o prawach autorskich do fotografii,
d) nie dokonała również żadnych ingerencji w dzieło, wykorzystała już przetworzoną fotografię.
Jakie zapadło rozstrzygnięcie? Sąd Okręgowy w Katowicach zasądził na rzecz fotografa 4.000,- zł, a powództwo w dalszym zakresie oddalił. Zdaniem sądu przy opisanym powyżej stanie faktycznym nie sposób mówić o zawinionym działaniu strony pozwanej, która kierowała się celem społecznym, korzystając ze źródeł ogólnodostępnych, które w żaden sposób nie informowały o skutkach wykorzystania materiałów w nich zawartych. Skoro działanie było bezprawne, ale nie zawinione to zryczałtowane odszkodowanie zgodnie z art. 79 ust. 1 pkt 3 b Ustawy wynosi dwukrotność należnego stosownego wynagrodzenia. W tym miejscu wyprzedzając nieco dalsze losy dotyczące wyroku I instancji, nadmienię tylko, że Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał orzeczenie w tym zakresie powołując się m.in. na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał artykuł 79 pkt. 3 lit b Ustawy częściowo za niezgodny z art. 64 ust. 1 i 2 w związku z art. 31 ust. 3 w związku z art. 2 Konstytucji RP (zajrzyj do przywołanej już dzisiaj notki ?Trybunał Konstytucyjny a prawa fotografa?).
Wróćmy do dalszych roszczeń fotografa. Dlaczego sąd je oddalił? Z zebranego w sprawie materiału wynikało, że na stronie, z której ?zwędzono zdjęcie?, nie było oznaczonego autora zdjęcia, tym samym pozwanemu nie można przypisać winy w braku oznaczenia zdjęcia. Ktoś zaraz powie, że przecież pisałem na blogu, że ochrona praw autorskich przysługuje bez względu na to, czy autor jest oznaczony, czy też nie. Jak również, że przecież pisałem, że autor nie ma obowiązku publikować zdjęcia wraz z oznaczeniem imienia i nazwiska, może przecież publikować pod pseudonimem lub anonimowo ?Rzecz o podpisywaniu zdjęć?. Wszystko to prawda. Publikując anonimowo nie tracisz swoich praw, o czym świadczy choćby omawiany dzisiaj wyrok. Trudno jednak przypisać komuś winę w nieoznaczeniu autora, w sytuacji gdy zdjęcie jest niepodpisane. Okazało się również, że ?zwędzone zdjęcie? było już wykadrowane na stronie, z której zostało ?pozyskane?, co oznacza, że nie zrobiła tego strona pozwana.
Wyrok Sądu Okręgowego został podtrzymany w całości przez Sąd Apelacyjny a Katowicach (sygn. akt I ACa 609/15).
Mogę zgodzić się, że w świetle orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego rzeczywiście fotografowi należało się zryczałtowane odszkodowanie w wysokości dwukrotnego wynagrodzenia oraz że nie można było przypisać winy pozwanej co do kadrowania zdjęcia. Nie podzielam jednak poglądu zaprezentowanego przez sądy obu instancji, co do tego, że brak podpisania zdjęcia powoduje, że ?złodziej zdjęcia? (nazwijmy to po imieniu) działa w sposób niezawiniony. Jak to tłumaczyły oba sądy? Proszę oto fragment z uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego.
Na stronie, z której zostało ściągnięte metodą ?kopiuj wklej? nie było danych dotyczących autora zdjęć, nie było też informacji o zastrzeżeniu praw autorskich do tych zdjęć. W roku, ogłoszonym rokiem C. M. na wielu stronach internetowych widniały zdjęcia noblisty. Dlatego też podzielić należy stanowisko pozwanej, że nie przypuszczała aby do tego zdjęcia przysługiwały komuś prawa autorskie. Oceniając zachowanie się pozwanej wziąć pod uwagę należy także i to, że zdjęcie umieszczono na stronie internetowej gimnazjum, wprawdzie strona ta była dostępna dla każdego, nie mniej jednak, korzystali z niej przede wszystkim uczniowie, rodzice uczniów, nauczyciele. Zdjęcie noblisty nie było umieszczone w celach komercyjnych, strona służyła jedynie uczczeniu twórczości C. M. i przybliżeniu wizerunku słynnego noblisty uczniom. Podsumowując, podzielić trzeba stanowisko sądu pierwszej instancji, że działanie pozwanej nie było działaniem zawinionym.
Uważam, że w złym kierunku poszedł Sąd Apelacyjny. Z faktu, że zdjęcie jest niepodpisane nie można wyciągać wniosku, że naruszyciel ma prawo przypuszczać, że zdjęcie jest niczyje i można z niego dowolnie korzystać. Brak informacji, że zdjęcie jest chronione prawem autorskim też nie powinno być podstawą do rozgrzeszenia. Na ulicach stoją setki samochodów, na żadnym nie ma informacji o zakazie używania, albo że auto jest własnością IKSa, a mimo to nie można ot tak sobie nimi pojeździć. Sąd chyba zapomniał, że siódme przekazanie ? nie kradnij ? odnosi się także do prawa autorskiego i to bez względu na to, kto jest naruszycielem i bez względu na to, jakie najszlachetniejsze przyświecały mu intencje.
Każdemu z nas zdarzyło się, a jak nie, to prędzej czy później zdarzy, że osoba trzecia wykorzysta fotografię bez wiedzy i zgody. Zapewne problem ten dotyczy większości fotografów i to niezależnie od tego, czy są oni zawodowcami, czy tylko amatorami. Bezprawne korzystanie z cudzych zdjęć jest swego rodzaju plagą, z którą nie jest łatwo walczyć. W wielu wypadkach koszty postępowania sądowego są wielokrotnie wyższe niż wartość zdjęcia, co też z jednej strony zniechęca autorów do ochrony swoich praw, a z drugiej ośmiela złodziei naszych fotografii. Z zawodowego doświadczenia mogę powiedzieć, że wielu fotografów chciałoby dochodzić swoich praw, jednocześnie sugerując, aby ich prawnik pracował za success fee. Dostaję sporo e-mali z takimi propozycjami nie do odrzucenia. 🙂 Fotografowie zazwyczaj nieświadomie sugerują, że skoro złodziejem jest duża firma handlowa, to odszkodowanie będzie pokaźne. A skoro tak, to w zasadzie pełnomocnik nie musi się niczego obawiać, bo przecież X procent z pokaźnej kwoty odszkodowania jaką w zasadzie fotograf ma w kieszeni, to spore wynagrodzenie i to jest gra warta świeczki. Prawda jest jednak brutalna. Większość pytających, jeżeli sprzedaje swoje zdjęcia, to a za bardzo niewielkie kwoty. Niestety nie są to autorzy, którzy wcześniej sprzedawali zdjęcia typu ziemniak.
O głośnej sprawie makaka pisałem na blogu dwukrotnie. Pierwszy raz w ?Makak i jego selfie? i całkiem niedawno w ?Sprawa selfie makaka trafiła na wokandę?. Mamy rozstrzygnięcie! Wczoraj, tj. 6 stycznia 2016 r. sędzia poinformował o swoim rozstrzygnięciu. Chyba nie ma nikogo, kto byłby przekonany, że makakowi będą przysługiwały prawa autorskie?
Tytuł dzisiejszego wpisu może sugerować, że na F-LEX trafił bałagan z Wiejskiej. Nic z tych rzeczy. Na tym blogu polityki nie będziemy uprawiać, co oczywiście nie znaczy, że autor nie lubi politykować.
W tym roku Trybunał Konstytucyjny zajmował się przepisami ustawy, która jest w szczególnym zainteresowaniu bloga. W dniu 23 czerwca 2015 r. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok (sygn. akt SK32/14), w którym uznał, że ?art. 79 ust. 1 pkt 3 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006 r. Nr 90, poz. 631, Nr 94, poz. 658 i Nr 121, poz. 843, z 2007 r. Nr 99, poz. 662 i Nr 181, poz. 1293, z 2009 r. Nr 157, poz. 1241 oraz z 2010 r. Nr 152, poz. 1016) w zakresie, w jakim uprawniony, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, może żądać od osoby, która naruszyła te prawa, naprawienia wyrządzonej szkody poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej – w przypadku gdy naruszenie jest zawinione – trzykrotności stosownego wynagrodzenia, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie z utworu, jest niezgodny z art. 64 ust. 1 i 2 w związku z art. 31 ust. 3 w związku z art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.?
Pamiętacie selfie sympatycznego makaka? Rok temu cały świat się rozpisywał na ten temat. W tym względzie F-LEX nie był oryginalny, bo też poczynił na ten temat notkę. Kto nie pamięta sprawy lub o czym pisałem wtedy na blogu niech zajrzy do tekstu ?Makak i jego selfie?. Media i portale społecznościowe żyły sprawą przez kilka dni, a potem o sprawie zapomniały. O makaku przypomniała trzy dni temu witryna www.petapixel.com. bowiem zdjęcie sympatycznego makaka stało się powodem procesu sądowego w USA o prawa autorskie do selfie.
Organizacja PETA (przypadkowa zbieżność z witryną) wystąpiła we wrześniu 2015 r. z pozwem przeciwko właścicielowi aparatu z wnioskiem o uznanie, że prawa autorskie do zdjęcia powinny należeć do makaka, a nie do właściciela aparatu, co skutkować musi, że wszelkie wpływy osiągane ze zdjęcia powinny być należne makakowi. Iście amerykański proces. Wiem, brzmi niedorzecznie, a jednak to prawda. Kto nie wierzy, niech zajrzy TUTAJ, gdzie opublikowana jest treść pozwu, złożonego w imieniu sześcioletniego makaka Naruto.
W jakim sądzie dochodzimy roszczeń związanych z ochroną praw autorskich i z wynagrodzeniem z tytułu praw autorskich? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w przepisach kodeksu postępowania cywilnego. Zgodnie z przepisem art. 17 pkt 2 k.p.c. w sprawach o ochronę praw autorskich i pokrewnych, jak również dotyczących wynalazków, wzorów użytkowych, wzorów przemysłowych, znaków towarowych, oznaczeń geograficznych i topografii układów scalonych oraz o ochronę innych praw na dobrach niematerialnych właściwe są sądy okręgowe. W zasadzie nie było i nie ma żadnych wątpliwości, że w przypadku ochrony praw autorskich, zarówno tych osobistych, jak i majątkowych, właściwe są sądy okręgowe. A co z wynagrodzeniem? Na pierwszy rzut oka dla laika przepis wydaje się jasny i klarowny. W praktyce jednak co jakiś czas pojawiają się wątpliwości, czy sąd okręgowy jest właściwy również do rozpoznawania spraw o wynagrodzenie w oparciu o przepisy Ustawy.
Już niedługo wejdą w życie przepisy ustawy z dnia 11 września 2015 r. o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy o grach hazardowych, zwanej dużą nowelizacją prawa autorskiego. Prezydent podpisał ustawę w dniu 5 października 2015, co oznacza, że zmiany wejdą w życie po upływie miesiąca od dnia ogłoszenia (data Dziennika Ustaw), z wyjątkiem art. 1 pkt 19, 21, 24 i 25, które wchodzą w życie z dniem 1 stycznia 2016 r.